Uczulenie na jad pszczeli cz.3 – metoda RUSH

Uczulenie na jad pszczeli jest dość niebezpieczne, zwłaszcza gdy osoba jest blisko spokrewniona z pszczelarzami lub mieszka w ich sąsiedztwie. Jednak nie trzeba się obawiać, gdyż współczesna medycyna jest w stanie pomóc nam z tego typu problemami. W poprzednich dwóch wpisach pisałam o kwalifikowaniu do leczenia oraz popularnej i nowoczesnej metodzie ULTRA RUSH, którą powszechnie wykorzystuje się w leczeniu pacjentów. A ten wpis będzie dotyczył metody starej, a mianowicie RUSH.

Metoda RUSH – wybawienie dla osób silnie uczulonych

W części drugiej pisałam, że dwukrotnie nie udało mi się przebrnąć przez metodę ULTRA, ze względu na zbyt wysokie dawki jadu, które były podawane w ciągu 5 godzin. Obie próby zakończyły się wstrząsem anafilaktycznym. Na kolejnej wizycie w szpitalu dowiedziałam się, że moje miano przeciwciał IgE (badanie z krwi) nie zmieściło się w skali. Lekarze zostawili sobie moje badania na pamiątkę, nigdy nie mieli takiego pacjenta, zazwyczaj miano osób uczulonych jest na poziomie max 20-30.

Jednakże lekarze wyciągnęli do mnie pomocną dłoń i zaprosili mnie na ostatnią deskę ratunku, czyli leczenie metodą RUSH. Jest to metoda dość stara, gdyż ostatniego pacjenta, którego leczono w ten sposób mieli około 7 lat temu 🙂 Metoda polega na podawaniu codziennie przez 5 dni malutkich dawek jadu, dzięki czemu organizm tworzy powoli tolerancję na jad. Każdego dnia podawane są 4 dawki – łącznie 20 zastrzyków. Początkowe dawki są bardzo niskie, z każdym dniem podawane są coraz większe, tak aby sumarycznie pacjent otrzymał 100ug jadu (dawka odpowiadająca jednemu użądleniu). Metoda ta wykorzystywana jest dla osób silnie uczulonych, dzięki czemu można uniknąć niepożądanych objawów takich jak wstrząs anafilaktyczny, no i oczywiście mniej stresująca. Wielkim minusem jest obrzęk ramion, codziennie po zastrzykach ramiona trzeba smarować maścią sterydową oraz robić okłady z lodu. Opuchlizna była dość bolesna (jak po kilku użądleniach) lecz po kilku dniach ustępowała. Metoda jest bardzo bezpieczna, pacjent podpięty jest pod EKG, pulsometr i pomiar ciśnienia, jest pod stałą kontrolą lekarzy i pielęgniarek. Nie ma się na prawdę czego obawiać. Problemem jest tylko czas, gdyż trzeba poświęcić szpitalowi pełny tydzień.

Czy warto?

Oczywiście, że tak! Przede mną jeszcze długa droga, w tym tygodniu będzie zmiana preparatu do odczulania na skuteczniejszy. Następnie przez 5 kolejnych lat, co 4 tygodnie będę przyjmowała kolejne dawki odczulające, tak aby organizm poradził sobie z użądleniami w przyszłości. Ale na prawdę warto, warto nie żyć w stresie do końca życia. Nigdy nie wiadomo, kiedy i gdzie owad może użądlić, a pomoc musi być udzielona natychmiastowo.

Jeden komentarz

Możliwość komentowania została wyłączona.